A JEDNAK SZKOŁA!

Ciągle otrzymujemy listy, których autorzy proszą o pomoc w zdobyciu lub przynajmniej w uzyskaniu dostępu do komputera osobistego. „Jak mam przejść z mikrokomputerem na ty, do czego BAJTEK zachęca, skoro moich rodziców nigdy nie będzie stać na tak duży wydatek?" — żali się w liście do redakcji 13-letni Dariusz Grębkowski z Rzeszowa.

Ciągle otrzymujemy listy, których autorzy proszą o pomoc w zdobyciu lub przynajmniej w uzyskaniu dostępu do komputera osobistego. „Jak mam przejść z mikrokomputerem na ty, do czego BAJTEK zachęca, skoro moich rodziców nigdy nie będzie stać na tak duży wydatek?" — żali się w liście do redakcji 13-letni Dariusz Grębkowski z Rzeszowa. „Kochani, wydrukowaliście artykuł, w którym Adam Krauze chwali się, że poznał tajemnice informatyki, gdyż zdobył IBM PC. Ale kogo stać na taki komputer!? Zastanówcie się, co lansujecie! Przecież po takim artykule można się tylko skręcić z bezsilności!" — ma do nas pretensje Krzysztof z Warszawy.

Listy takie z jednej strony cieszą, gdyż świadczą przecież o autentycznym zainteresowaniu informatyką, ale również prowokują do refleksji mniej optymistycznych. Refleksji dotyczących społecznych konsekwencji „polskiej drogi" do informatyki popularnej.

Sytuacja jest otóż na dzisiaj taka, że — za sprawą komputerów osobistych — pogłębia się w błyskawicznym tempie rozwarstwienie społeczne wśród młodzieży. Mówiąc wprost: dzieci z rodzin bogatszych dostają coraz nowsze modele komputerów, a jednocześnie dzieci z rodzin biedniejszych mają do tego wymarzonego cuda techniki drugiej połowy XX wieku coraz dalej. Jak to ma się do haseł o stwarzaniu młodzieży równych szans startu, demokratyzacji systemu oświatowego itp. każdy czytelnik sam potrafi sobie odpowiedzieć.

 Może ktoś zapytać: Czy jest coś złego w tym, że ci rodzice, których na to stać, fundują swoim kilku i kilkunastoletnim pociechom „zabawki" o cenie dochodzącej, po przeliczeniach, nawet do miliona złotych? Nic złego, oczywiście, w tym nie ma, a nawet może to być z pewnością zakup o wiele bardziej sensowny niż kilka innych, które można byłoby za tę sumę poczynić. Problem polega na tym, że tych uprzywilejowanych jest niewielu — ok. 10 procent w skali kraju. Inni — czyli znakomita większość — takich „rodzinnych" szans na zdobycie komputerów nie mają i za swej młodości już raczej mieć nie będą. Dlatego konieczne są znaczące korekty na krętej drodze rozwoju naszej informatyki.

O powszechnej edukacji informatycznej będzie można mówić dopiero wówczas, gdy trafi ona szeroką falą tam, gdzie powinna być tzn. do szkół. Jak wiele nie mielibyśmy bowiem do naszego systemu oświatowego zastrzeżeń, jak wiele nie kierowalibyśmy pod adresem nauczycieli pretensji — faktem pozostaje, że tylko szkoła może zapewnić to, co w powszechnej edukacji jest najważniejsze, właśnie POWSZECHNOŚĆ, tak właśnie, poprzez szkołę, naucza się informatyki zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. U nas również ograniczone nauczanie informatyki ma zostać wprowadzone od nowego roku szkolnego, ale jest to próba zbyt nieśmiała i pozbawiona niezbędnego rozmachu

Mogę zapewne usłyszeć w tym momencie sto argumentów wykazujących, że szkoły i nauczyciele nie są do nauczania informatyki przygotowani, że brakuje komputerów i podręczników, że niski poziom nauczania może zniechęcić uczniów do informatyki i komputerów... Wszystko to być może prawdą. Ale nie wolno wyciągać z tego wniosku o poddaniu się, o zaniechaniu szerszych działań, tylko wniosek przeciwny: należy bowiem wykorzystać informatykę do zmiany oblicza szkoły. Jest to realne. Pasjonatów edukacji informatycznej w Polsce nie brakuje. Szkoła musi odważyć się, szeroko otworzyć drzwi i zaprosić ich do siebie. Oni już podpowiedzą, skąd i na jakich warunkach zdobyć lub wypożyczyć sprzęt, którego będzie zresztą z roku na rok przybywać. To właśnie szkoła powinna mieć pierwszeństwo w zakupach i dostawach komputerów osobistych. Te same 10 maszyn przekazanych do małego klubu zaspokoi ciekawość 20-30 chętnych, gdy tymczasem oddane do klubu szkolnego stworzą szansę edukacji dla o wiele większej liczby osób. A co stoi na przeszkodzie, aby na przykład tym, którzy w edukacji komputerowej wykażą największe postępy i talent, szkoła podarowała w prezencie komputer osobisty?... Powiedzmy: jeden rocznie na klasę. Ze za drogo? Po pierwsze — w ten lub inny sposób pieniądze na informatykę i tak będą z państwowej kiesy iść, a po drugie — to jest akurat inwestycja, która się stokrotnie w przyszłości zwróci (jak zresztą każda inwestycja w ludzi).

Jest szansa — dzięki edukacji informatycznej — przybliżenia szkoły do życia. Jest szansa wyrównania uczniom warunków startu życiowego, o których ciągle tak dużo się mówi. Są ludzie gotowi podjąć się tej pracy, gotowi wesprzeć szkołę... Jest nieźle wykształcona armia nauczycieli matematyki i fizyki, która — po odpowiednim przeszkoleniu — może również wziąć na siebie spory ciężar wysiłku w tej dziedzinie. Trzeba tylko jasno, określić społeczne priorytety i drogowskazy. Jeśli ich nie postawimy, to o kształcie polskiej drogi do informatyki w dalszym ciągu decydować będą tylko prywatne portfele i konta.

 

Waldemar Siwiński