Ostatni dzwonek

Rozmowa z WŁODZIMIERZEM NATORFEM, nauczycielem fizyki w IX Liceum Ogólnokształcącym im. Klementyny Hoffmanowej w Warszawie, członkiem zespołu doradczego przy Ministrze Oświaty i Wychowania do spraw Edukacji.

 –  Pracuję w zakładach, które go produkują i wolałbym się nie wypowiadać... – Od trzech lat prowadzi Pan w szkole mikrokomputerowe kółko zainteresowań. Jest Pan również członkiem zespołu doradczego. A jednak nie zdecydował się Pan na prowadzenie od nowego roku szkolnego przedmiotu – elementy informatyki. Czy uważa Pan, że jeszcze nie pora?

 –  Nic podobnego! Uważam wręcz, że jest ostatni dzwonek, żeby wprowadzić do szkolnej edukacji elementy informatyki. I chyba nie muszę uzasadniać tej opinii – zwłaszcza na łamach „Bajtka".

 –  Dysponuje Pan pracownią wyposażoną w cztery komputery MERITUM I oraz jeden ZX SPECTRUM+. Wprawdzie nierewelacyjnie – ale dla celów szkoły na początek wystarczy. Przez te trzy lata zdobył Pan także doświadczenie w pracy dydaktycznej...

 –  Zależy co rozumiemy przez pracę dydaktyczną. Jeśli chodzi o naukę programowania w wybranym języku, np. BASIC czy FORTRAN – to mam doświadczenie. Ale jeśli chodzi o nauczanie informatyki – to zdecydowanie nie! Natomiast w potocznej opinii uważa się, że programowanie i informatyka to jedno. Jeżeli jednak ustawić te dwa pojęcia we wzajemnej relacji – to programowanie jest tylko wycinkiem informatyki i sądzę, że wcale nie najistotniejszym. Jako fizyk muszę umieć programować, ale nie oznacza to, że znam wszystkie tajniki informatyki. Bywa, że układając program działam metodą prób i błędów, intuicyjnie. Moja wiedza informatyczna jest zbyt mała, żeby uczyć innych informatyki.

 –  Nie będzie większego błędu w stwierdzeniu, że jest Pan w podobnej sytuacji jak większość nauczycieli, którzy dziś prowadzą zajęcia z informatyki. Czy oznacza to, że nie mamy jeszcze warunków do wprowadzenia tego przedmiotu?

 –  Jesteśmy w takiej ciekawej sytuacji, że musimy wprowadzać elementy informatyki do szkół, czy nam się to podoba – czy nie. A jednocześnie nie są spełnione warunki do tego potrzebne. W tej chwili stoimy przed najważniejszym problemem: na jakich zasadach wprowadzać ten przedmiot? Wyobraźmy sobie, że w jednym państwie armia wyposażona jest w dzidy i łuki – w sąsiednim ma broń rakietową. Trzeba więc rozwiązać dylemat: czy armię zacofaną wyposażyć od razu w broń rakietową? Czy nie będzie to zbyt duży przeskok? Może na początek dać jej broń nieco mniej nowoczesną?

 –  Wyposażenie w nowoczesny sprzęt jest raczej niemożliwe, gdy weźmie się pod uwagę finansową zasobność oświaty...

 –  Dlatego pociągającą wydaje się propozycja pójścia na żywioł – jak ja to określam. Oczywiście – na początek. Obecnie mamy w nauczaniu infor matyki partyzantkę, dysponujemy – skromnym jeszcze – jakimś sprzętem i chętnym gronem słuchaczy. Na pierwszym etapie można bardzo wiele zdziałać metodami niezinstytucjonalizowanymi. Ale przyjdzie moment ujęcia tego w pewne ramy instytucjonalne: wprowadzenie podręcznika, programu, zaleceń metodycznych, wyposażenie w sprzęt i oprogramowanie, wyznaczenie języka programowania, który będzie wiodący itp. Zaletą takiej centralizacji jest to, że kończy się partyzantka, a zaczynają się regularne działania, które łatwo jest upowszechniać.

 –  Jakie są natomiast wady?

 –  Kończą się działania spontaniczne, a na obecnym etapie wyposażenia, wykształcenia nauczycieli itp. spełniają one ogromną rolę. Ale nie to jest najważniejsze – wprowadzenie informatyki na zasadach zajęć obowiązkowych (nawet do wyboru) może przynieść więcej szkody niż pożytku.

Młodzież garnie się do informatyki i to jest dla nauczyciela szalenie korzystne. W ramach informatyki są możliwości przemycenia olbrzymiej ilości wiedzy z innych przedmiotów. Podczas zajęć kółka zainteresowań siadają obok siebie uczniowie od klasy pierwszej po czwartą, o różnych zainteresowaniach. Uczniowie przychodzą na zajęcia z własnej, nie przymuszonej woli, nie są obciążeni perspektywą stawiania ocen, odpytywania. Traktują te zajęcia jako zabawę intelektualną, grę wyobraźni i logiki.

 –  Pojawia się więc pytanie, czy tej naturalnej ciekawości nie zabijemy perspektywą jeszcze jednego, szkolnego przedmiotu?

 –  Ponieważ uważam, że tak się stać może, staram się opóźnić wprowadzenie przedmiotu elementy informatyki w mojej szkole. Chyba, że ktoś by zdecydował, iż będzie to przedmiot bez klasówek, ocen... Ale to się z kolei kłóci z ogólnie przyjętymi zasadami: jak sprawdzać pracę ucznia, jak sprawdzać pracę nauczyciela itp.

 –  Te dylematy wiążą się z pracą całej szkoły, nie ograniczają się do informatyki.

 –  Tak, ale nie możemy zapominać, że takie przedmioty jak historia, fizyka, matematyka, biologia tkwią w tradycji i kulturze szkolnej. Uczniowie wiedzą czego mają się uczyć, czego mogą się na lekcji spodziewać. Tych przedmiotów uczyli się ich rodzice, mamy do czynienia z typowym powielaniem kultury – nawet, gdy programy się unowocześnia. Natomiast w przypadku wprowadzania nowego przedmiotu, stoimy u progu olbrzymich zmian kulturowych w szkole. Inaczej wprowadzanie informatyki będzie jedynie zabiegiem formalnym, który można będzie odnotować w sprawozdaniach i... nic się nie zmieni, nie wytworzy się nowych wartości.

 –  Jakie jeszcze inne bariery dostrzega Pan we wprowadzaniu nowego przedmiotu?

 –  Proponuję nie koncentrować się na sprawach sprzętu, hardware'u  –  każdy, choć trochę interesuje się tymi zagadnieniami, wie, jaka jest sytuacja. Po prostu nie mamy rodzimego komputera, który masowo można by zastosować w dydaktyce.

Inny problem to oprogramowanie. Nie ma co się łudzić, że powstaną programy wcześniej niż przedmiot – elementy informatyki. Dobry program dydaktyczny musi powstać w porozumieniu dobrego programisty z dobrym dydaktykiem. Dobrych programistów mamy, ale gorzej z dydaktykami, gdyż dobrym dydaktykiem może być tylko ten, kto wie czego będzie uczył. Nie ma zaś człowieka, który rozpoczynając naukę przedmiotu z góry wie, czego będzie uczył i jak to będzie robił. Dopiero po dwóch, trzech latach będziemy mogli stwierdzić, czy program, który ma być wprowadzony po wakacjach jest dobry. Dlatego między innymi tak ostrożnie podchodzę do nowego przedmiotu.

 –  A może Pańskie uprzedzenia wynikają z tego, że po prostu nauczyciele boją się tego nowego przedmiotu?

 –  Oczywiście, że się boją. Jest to zupełnie naturalne i nawet uważam to za pozytywne zjawisko – gdyby się nie bali, dopiero zaczęłaby się klęska w edukacji informatycznej. Ja mam pełną świadomość tego, że chłopcy, którzy zaczynali przychodzić na zajęcia, w prowadzonym przeze mnie kółku zainteresowań – dziś przerośli mnie o dwie, trzy głowy! Oczywiście – a może szkoda – było ich tylko kilku. Ale nie tego boi się nauczyciel – najdramatycz-niejszą sytuacją w klasie jest moment, gdy odpowiadając na pytania uczniów nauczyciel dochodzi do granicy swojej wiedzy. Może jedynie wówczas odpowiedzieć: nie wiem. A w przypadku dopiero wprowadzonego przedmiotu, w sytuacji, gdy dopiero szkoli się nauczycieli – takich sytuacji może być wiele. Poza tym, żeby przekazywać wiedzę z jakiejś dziedziny – obojętnie, czy jest to historia czy matematyka, trzeba wiedzieć znacznie więcej niż przewiduje program nauczania, trzeba mieć tę wiedzę usystematyzowaną, swobodnie się w tej dziedzinie poruszać. A czy kilkumiesięczny kurs sprawę rozwiąże?

 –  Jak w takim razie ocenia Pan program przedmiotu elementy informatyki?

 –  Ja w ogóle nie jestem w stanie go skomentować! Na przykład program przewiduje nauczanie LOGO. Ja mogę to ocenić z punktu widzenia fizy-ka-użytkownlka, a nie informatyka. Mogę stwierdzić, że LOGO w porównaniu z BASIC-em jest to przerost formy nad treścią, ale czy mój sąd będzie słuszny? Dziś nikt autorytatywnie nie może ocenić, na ile dobry jest to program. Zweryfikuje go praktyka. Jedyne, co mogę stwierdzić, to że masowo powinniśmy kształcić użytkowników informatyki, a tylko wąskie grono uczniów zostanie informatykami. Nie można popełnić błędu i na siłę kształcić samych informatyków. Około 70 proc. młodzieży będzie w przyszłości jedynie korzystać z informatyki. Ten przedmiot powinien nauczyć rozeznania co to jest informatyka i jak się nią posługiwać.

 –  Czy program stwarza takie możliwości?

 –  Nie jest to sprawa programu a podejścia nauczyciela. Dla rozsądnego nauczyciela program jest jedynie wskazówką. O realizacji programu muszą decydować warunki konkretnej szkoły: zainteresowania uczniów, posiadany sprzęt – a wcale nie jest powiedziane, że każda szkoła powinna być jednolicie wyposażona w komputery. Stosowanie kilku typów sprzętu jest korzystniejsze z punktu widzenia dydaktyki. I tu wracamy do mojego przekonania, że nie chcę jeszcze w tym roku wprowadzać nowego przedmiotu. Za dużo jest jeszcze niewiadomych, niewielkie jest także przygotowanie, zaplecze itp. Oczywiście w innych szkołach i w odczuciu innych nauczycieli może być inaczej. Niemniej – ostrożność – nie zaszkodzi.

 

 

Rozmawiali

 

Sławomir Polak, Roman Wojciechowski